Tagi
11 listopada, Amsterdam, Ateny, Berlin, Helsinki, Igrzyska Olimpijskie w Londynie, II Rzeczpospolita, II Wojna Światowej, III Rzeczpospolita, Komorowski, Korea Południowa, Leningrad, Los Angeles, Melburne, Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, Montreal, Paryż, PO, Polska, Polska Ludowa, PSL, Putin, Radek, Sankt Petersburg, Seul, Sikorski, SLD, Sobelsohn, sport, Telewizja Trwam, Tusk, Ukraina, Warszawa
Zanim z początkiem września herr Donald Donaldowicz zabierze się za społeczeństwo polskie na całego, mała refleksja nad kondycją naszego kraju w kontekście fantastycznych ostatnio osiągnięć rodzimego sportu.
Oto w 2012 roku będąc najjaśniej zieloną wyspą wśród zapadających się lądów, jakże blisko byliśmy powtórzenia londyńskiego osiągnięcia wyniszczonego II Światową Wojną kraju, na pierwszych po jej zakończeniu Igrzyskach Olimpijskich rozegranych w 1948 roku w Londynie. Tamten wynik w postaci 34 miejsca w klasyfikacji medalowej wydawał się niemożliwym nawet do zbliżenia się doń. Nawet na czterech igrzyskach rozegranych w czasach II Rzeczpospolitej zajęliśmy w tej klasyfikacji dwukrotnie 22 (Paryż i Berlin), jednokrotnie 21 (Amsterdam) oraz również raz 14 miejsce (Los Angeles).
Za Polski Ludowej oprócz owych londyńskich najgorsze były trzykrotnie zajęte 20 miejsca (Helsinki, Melburne i Seul). Wprawdzie klęska w stolicy Korei Południowej spowodowana była obłędnym bo politycznym wyłączeniem nas przez Sowiety z Igrzysk w Los Angeles, to jednak np. w Montrealu Polska została 6 potęgą sportu olimpijskiego świata. Był to największy sukces tego rodzaju w naszych dziejach.
Niestety od zarania III Rzeczpospolitej sytuacja nie była najlepsza i to od samego początku. W 2004 roku w Atenach neokomuniści ze (S)towarzyszenia (L)akierowanych (D)rani doprowadzili nas nawet do 23 miejsca ale wydawało się, że owo dno jest już niemożliwe do „poprawienia”. Jednak nikt nie przewidział znakomitych możliwości aferzystów spod znaku (P)aczki (O)bwiesiów i (P)lemienia (S)tanowczych (L)izusów, których to umiejętności organizacyjne w niszczeniu państwa i przywłaszczaniu sobie społecznych pieniędzy są nieograniczone.
Tak więc za niesłychanym rozwojem całego kraju pod kierunkiem wymienionych agenturalnych stowarzyszeń politycznych, przyszedł niewątpliwie największy sukces w dziedzinie sportu. Aż wzruszenie człowieka ogarnia, że Donald Pinokio Franciszek poświęcił Ojczyźnie naszej tak wiele, jakże cennego własnego czasu (Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej; Igrzyska Olimpijskie w Londynie), i to z takim znakomitym powodzeniem. Doszło nawet do tego, że ów geniusz doprowadził Polskę do 30 miejsca* w klasyfikacji medalowej na najbliższe cztery lata. Tym samym nawiązał do stanu, kiedy to nasz sponiewierany wywołanym przez Niemcy i Sowiety światowym konfliktem zbrojnym kraj, wystartował na pierwszych Igrzyskach Olimpijskich rozegranych po II wojnie.
Tak więc Donald Donaldowicz może z dumą stwierdzić – nie ma jak Londyn. Taki stan rzeczy sprawi zapewne, że zweryfikuje on swoją koncepcję polityczną i nawiąże bliższe stosunki z Wielką Brytanią, zachęcony wizytą w niej podczas Igrzysk swojego znakomitego mentora i specjalisty od ostatecznych rozwiązań – Władimira Władimirowicza z Leningradu, vel Sankt Petersburga, vel Petersburga, vel Piotrogrodu.
Oczywiście osiągnięcie Donalda Pinokio Franciszka nie może pozostać bez echa. Proponuje się zatem „zasypać” miejsce jego pracy serdecznymi gratulacjami na okoliczność niebywałego awansu znaczenia Polski w rodzinie olimpijskiej. Po takich wyrazach szacunku można się spodziewać charakterystycznej dla naszego nie lubiącego wódki a wino przywódcy reakcji, której apogeum przypadnie zapewne na 11 dzień listopada bieżącego roku w Warszawie. Po drodze do tego z kolei sukcesu będzie próba związana z niedopuszczeniem do eskalacji żądań środowisk związanych z Telewizją Trwam, co będzie miało miejsce pod koniec września br., także w Warszawie.
———-
* Wspólnie z Azerbejdżanem. Prawdopodobnie Donald Donaldowicz będzie usiłował ustalić z prezydentem Ilhamem Alijewem, któremu też krajowi należy się bardziej owe 30 miejsce. Stanie się to zapewne priorytetem polskiej polityki zagranicznej, prowadzonej przez znakomity pod każdym względem triumwirat: Donald’s Pinokius Franciskus Tuskus – „Jezus” Marius Karolus Bronislavus Komorowskus – Radoslavus (Radek) Tamas Sikorskus pseud. Karolus (Radek) Sobelsohn. Teraz nawet Azerbejdżan nam nie podskoczy.