No i znów mamy kwiatek. Oto w Motorze z 8.08.2011 niejaki Bartosz Zienkiewicz w artykule „Toyota Land Cruiser V8, Mercedes klasy G” był łaskaw zionąć ogniem radosnej twórczości i przez to zaraz wyzionął z siebie resztki ducha obiektywizmu. Utaplał się przy tym w błocie razem z ocenianymi samochodami terenowymi. Pisząc – „ponad trzy czwarte miliona złotych w błoto, a dokładniej w błocie” – napisał prawdę, ale częściową, gdyż zapominał o własnej osobie, którą to niemniej utaplał, aby móc dalej w wiadomym tygodniku pracować i wypisywać niezmiennie podobne proniemieckie brednie. Nie wdając się na razie w szczegóły tego skłamanego idiotycznie artykułu, jego zwieńczającym motto jest satyryczne stwierdzenie, że „Po zrównaniu wyposażenia Toyota jest tańsza od Mercedesa, choć przy takich kwotach parę tysięcy złotych nie robi większej różnicy”. W rzeczywistości różnica ta sięga ok. 30 tys. zł – bagatela. Za mniejszą relatywnie o 27 500 zł kwotę (377 000 – podana cena Toyoty minus 374 500 – cena Mercedesa – czyli 30 000 minus 2 500) kupujemy samochód nieporównanie większy i pod każdym względem lepszy. Ponadto Toyota wyposażona została w układ Crawl Control, aktywne zawieszenie i dodatkowe 2 siedzenia. Ponadto Land Cruiser przyśpiesza do 100 km/h o ponad sekundę lepiej (8,3 s), sprawniej hamuje z prędkości 100 km/h, jest o ok. 3 dB cichszy(w realu 2-krotnie cichszy) i zużywa podobne ilości paliwa (ok. 10 l/100 km), mimo, że silnik Toyoty jest o prawie 1,5 l większy i ma 8 podczas gdy Mercedesa tylko 6 cylindrów. Znawcom przedmiotu, a nawet laikom nie trzeba tłumaczyć co to oznacza. Można pominąć już takie głupiutkie, a naciągające do z góry założonej tezy stwierdzenia autora artykułu typu: „…archaiczny wygląd Mercedesa klasy G wcale nie jest wadą”- w kontekście – „Styliści … V8 też specjalnie <nie zaszaleli>, japońskie auto bardziej zwraca na siebie uwagę gabarytami niż efektowną sylwetką”, „Toyota wyróżnia się też szerokością nadwozia – wynosi ona aż 197 cm, co zresztą znacznie przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Mercedes ma 176 cm szerokości i tę różnicę podczas manewrowania przyjmuje się z dużą ulgą”. Tymczasem twierdząc to autor artykułu zapomniał dodać, że średnica zawracania Mercedesa wynosi 13,6 m, podczas gdy Toyoty jedynie 11,8. W ten sposób wychodzi się właśnie na głupka – dyspozycyjny redaktorze. Oba auta jak twierdzi dalej autor mają podobne pozostałe właściwości, jednak jak się okazuje tzw. zdolność do brodzenia, nie jest w obu samochodach wcale podobna, gdyż Toyota pokonuje wodę o głębokości 70 cm, podczas gdy Mercedes 60 cm (różnica ok. 15% w tej sprawie to przepaść), a trawersowanie zbocza to już ocean. Mercedes może się przewrócić już przy nachyleniu zbocza rzędu 31 stopni, podczas gdy Toyota aż przy 44. Różnica kolosalna. Z kolei myśl kuriozum – „Pomimo znacznych różnic (silnik), osiągi są w miarę zbliżone”. To „zbliżenie” to 76 KM mocy więcej, 110 Nm momentu obrotowego i o 35 km/h maksymalnie szybciej (210) na korzyść Land Cruisera V8. Przy czym podróżowanie Mercedesem ‚G’ z maksymalną prędkością, to prawdziwy horror, a Toyotą to fantastyczny luksus. Autor artykułu zarzuca ponadto Toyocie gorszą skrzynię biegów – „…między wciśnięciem prawego pedału a odczuwalnym przyspieszeniem mija około sekundy”. (mimo to, to „Japończyk” nieporównanie lepiej przyśpiesza, widocznie odczuwanie autora artykułu jest specyficzne – niektórzy tak mają); słabo trzymające na boki fotele przednie (zapraszam zatem osoby „puszyste” do zajęcia miejsca w obu samochodach, okaże się wtedy, na fotelach którego samochodu da się wygodnie siedzieć). Tego rodzaju drobnostek będących w istocie uszczypliwościami pod adresem Toyoty jest nieporównanie więcej.
Artykuł red. Ziemkiewicza zwieńcza tzw. „Nasza punktacja”, która sama w sobie jest wielkim osiągnięciem myśli skłamanej. I tak w konkurencji – nadwozie i wnętrze „Japończyk wygrywa tylko 3 punktami otrzymując jedynie o 2 więcej za wymiary wnętrza (w rzeczywistości pod tym względem porównywane samochody grają w różnych ligach. Kwestia wyciszenia została skwitowana na korzyść Land Cruisera tylko jednym punktem, choć jest to samochód odczuwalnie 2 razy cichszy niż Mercedes. Podobnie jeden punkt więcej otrzymała Toyota za bagażnik, mimo, że jest on większy o kolosalne 221 l od bagażnika rywala. Za wykończenie i ergonomię natomiast, na jeden punkt więcej wycenił autor artykułu Mercedesa. Cóż to stara śpiewka, która nakazuje w tej konkurencji promować tzw. „lepsze” bo miękkie materiały używane w samochodach niemieckich. Ze swej strony mogę jedynie życzyć miłych doznań przy ich obmacywaniu. Osobiście zdecydowanie wybrałbym jednak inne rozwiązanie.
W sprawie układu napędowego padł natomiast szokujący remis. Oto za osiągi i pracę silnika Land Cruiser otrzymał po jednym punkcie więcej (w rzeczywistości Mercedes nie jest w tej dziedzinie żadną konkurencją), by stracić przewagę za skrzynię biegów, która u „Niemca” ma o jedno przełożenie więcej (7). Przy ośmiu biegach, a takim urządzeniem koncern ze Stuttgartu dysponuje, różnica wzrosła by zapewne do 4 punktów. Wreszcie w zużyciu paliwa padł remis, choć uwzględniając pojemność skokową i liczbę cylindrów silnik Toyoty jest o jedną generację oszczędniejszy.
W kwestii właściwości jezdne padł również remis. Autor zabawił się w satyryka twierdząc, że Mercedes na jeden punkt lepiej trzyma się drogi (rzekoma zwinność, większa sztywność zawieszenia |gokart| – to mają być te plusy Mercedesa), przy czym w innych miejscach w sprawie właściwości jezdnych redaktor twierdził coś zgoła odmiennego. W rzeczywistości jadąc po szosie samochód niemiecki od prędkości 100 km/h podskakuje, i jazda nim staje się nie do zniesienia po przekroczeniu 150 km/h., kiedy dodatkowo łatwo jest na zakręcie opuścić drogę. Ponadto jazda po trawersach zboczy jest klasą ‚G’ bardzo niebezpieczna i skutkująca siwizną kierowcy. Podobnie jeden punkt więcej otrzymał ‚Niemiec” za układ kierowniczy, przy czym Bóg raczy wiedzieć dlaczego mniejsza siła wspomagania (Mercedes) ma być lepsza – niejako z definicji. Z kolei promień skrętu, który jest w Mercedesie absurdalnie wielki, nie wywołuje w autorze artykułu żadnej refleksji. Toyotę w ocenianej konkurencji „ratuje” komfort jazdy, za który otrzymała 2 punkty więcej niż Mercedes, przez co dzięki wspaniałomyślności redaktora Ziemkiewicza uzyskała łącznie remis.
O dziwo samochód japoński największy sukces odniósł w kategorii bezpieczeństwo, bo aż 2 punktowy. Prawdopodobnie za wyposażenie z zakresu kontrolującego jazdę w terenie, o którym to w Mercedesie w ogóle nie słyszano (jeden), i jeden za sprawniejsze średnio o 3,7 m hamowanie, co jest różnicą przepastną.
Wreszcie znakomitość polskiej motoryzacyjnej myśli dziennikarskiej zabrała się za ocenę wyposażenia i kosztów, doprowadzając w tej sprawie rzecz do absurdalnego remisu. Nie wiedzieć czemu droższy o cenę nowego samochodu z segmentu ‚A’, pojazd niemiecki uzyskał tyle samo punktów co „Japończyk”. Ten ostatni triumfował w poziomie wyposażenia, lecz całą przewagę stracił w związku z tzw. wyposażeniem dodatkowym. W ten sposób samochód, któremu niewiele brakuje do absolutnie pełnego wyposażenia, został ukarany za to, że w zasadzie nie ma potrzeby go doposażać. Tymczasem samochód niemiecki stosunkowo siermiężny, zyskał na tym w ocenie widzącego rzeczy inaczej redaktora, gdyż klient ma możliwość pozbycia się kolosalnej kwoty na jego doposażenie. Oto logika idioty, świecąca coraz większe „sukcesy” w naszym kraju. Przypatrzmy się jakie to doposażenie może sobie zafundować klient Mercedesa. Złącze USB, Bluetooth, czujniki parkowania z tyłu, kamerę cofania, szyberdach, skórzaną tapicerkę, aluminiowe felgi 18” (Toyota ma fabrycznie 20”), dodatkowe dwa fotele – wszystkie te udogodnienia Land Cruiser posiada w standardzie. Ponadto wyposażono go także w czujniki na przodzie pojazdu, kamerę cofania i dostęp bezkluczykowy, których zamówić w Mercedesie nie sposób. Można natomiast zamówić podgrzewaną kierownicę, której to opcji Toyota nie posiada. Mercedes ma ponadto na wyposażeniu standardowym światła ksenonowe, których Land Cruiser również nie oferuje.
Summa summarum trudno pojąć logikę autora, który zamieszczając specyfikujące dane, sam sobie zaprzecza. Przydałaby się również pełna informacja np. o możliwościach ciągnięcia przez oba samochody przyczep, a nie skłamana, kiedy to zdaniem red. Ziemkiewicza pojazdy te mogą uciągnąć po 3,5 tony (przyczepa z hamulcem). Tymczasem to Toyota ma takie możliwości. Mercedes natomiast jest w stanie uciągnąć przyczepę o masie aż 650 kg mniejszą.
Podsumowując to nie oba oceniane samochody, jakby chciał tego red. Bartosz Ziemkiewicz mają status dinozaura, a tylko jeden – Mercedes klasy ‚G’ (350 BlueTEC). Ten autentyczny wykopaliskowiec ustępuje pod każdym względem Toyocie Land Cruiser V8 D-4D i to nawet w dziele ochrony środowiska. Mimo podobno znakomitej czystości silników BlueTEC i wspaniałej automatycznej skrzyni biegów, Mercedes wydala 295 g/km CO2, podczas gdy silnik Toyoty, choć znacznie większy i z podobno gorszą skrzynią – odprowadza jedynie 270 g/km. Oto wkład podobno polskiej redakcji „Motoru” na rzecz twórczego zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, którą rząd niemiecki, chcąc zarobić krocie, tak usilnie lansuje. A może to nieporozumienie ?
Panowie, którzy już prawie zniszczyliście reputację niegdyś znakomitego pisma „Motor”, jeszcze możecie się wziąć do rzetelnej roboty. Redaktorowi Ziemkiewiczowi należą się serdeczne gratulacje, za wkład w rozwój dialektycznej myśli motoryzacyjnej. Na pewno to docenią gdzie trzeba, gdyż tzw. ciemnotę, to ci redaktor-reduktor w zasadzie wcisnąć potrafi, że hej. Teraz nie dziwi, że onegdaj z periodyku „Motor” odeszło tyle znakomitości. No cóż jaki Pan, taki kram. Niedługo na niwie umacniania współpracy polsko-niemieckiej można się będzie spodziewać jakiegoś docenienia. W tym względzie na Donalda Franciszka „Pinokio” Tuska, czy „Jezus” Maria Bronisława liczcie panowie podobnie, jak na Bauera. Aby z postępem. Co prawda Opla bauerom ci wredni Amerykanie nie pozwolili Ruso-Sowietom opylić, ale poczekacie i odpowiednio nawiążecie do rzeczy w odpowiednim czasie – czyż nie?