Wydawać by się mogło, że wraz z kompletną klapą komunizmu, także spisane majaki głównego promotora tego wspaniałego ustroju, zostaną wyrzucone do ‚kublika’ historii. Jednak ku nieszczęściu wszystkich popłuczyny po marksizmie znalazły swoje kolejne ideologiczne zastosowanie. Nazywa się to Gender. Tak więc Marks wiecznie żywy, ale teraz już tylko w ludziach upadłych. Chodzi tu głównie o formułę, że człowiek „jest produktem stosunków społecznych”.
Były i są na świecie osoby, których misją życiową jest zdrowe i to z „miłości” dokopanie rodzajowi ludzkiemu (Polakom robi to Tusk). Już sam faraon komunistów Karol Henryk, zanim zabrał się do swej ‚naukowej’ działalności filozoficznej, był oświadczył „to ja wam teraz pokażę”. Owo stwierdzenie osadzone było w realiach zdrowotnych, gdyż mistrz był chory na zaczyraczenie całego ciała. Było to bolesne i nie dawało się wyleczyć, przy czym towarzyszył temu nieprzyjemny zapach. Miłośnik płci niewieściej jakim był Marks, miał zatem poważny kłopot. Trzeba przyznać, że za to wszystko zrewanżował się ludziom srodze, gdyż kierując się jego filozofią, dla dziesiątek milionów ludzi znaleziono pseudo intelektualnie uzasadnioną drogę, do przyśpieszonego udania się w krainę wiecznych łowów. Szczególnie znakomite wyniki w tym względzie osiągnęły nowatorskie Sowiety, które przekazały następnie pałeczkę ideologiczną nie mniej fenomenalnym w tym względzie Chinom Ludowym, ci Korei Północnej, itd.
Dzisiaj poprzez idiotyczny genderyzm jeszcze inni usiłują nadać marksizmowi kolejną twarz. Tym razem chodzi m.in. o narzucenie ludziom przeświadczenia o wymienności płciowej jako normie. Gdyby to się udało, to ta staro-nowa ideologia uruchomi lawinę, która doprowadzi ludzkość do kolejnej hekatomby. Zbrodniczy wymiar marksowsko-genderyczny jest bowiem oczywisty, gdyż po raz kolejny prowadzi do totalnej relatywizacji wszystkiego, a więc i do podminowania systemu wartości, na którym oparta jest najbardziej wydajna spośród cywilizacji – cywilizacja basenu Morza Śródziemnego. Musi to zrodzić odruch samozachowawczy setek milionów ludzi i w konsekwencji wpadnięcie fundatorów na pomysł trwałego usunięcia ich z drogi ku „wolności”.
Bolszewicy, jako najznakomitsi prekursorzy w dziedzinie zastosowań ideologicznych, wyciągnęli dodatkowo wnikliwe wnioski z twierdzenia Marksa, że „wolność to uświadomiona konieczność”. Orzekli mianowicie, iż każdy kto nie akceptuje na pewno zwycięskiego w skali świata ustroju sprawiedliwości społecznej, nie może być wolnym i dlatego jest zakałą, która nie rozumiejąc konieczności dziejowej sama się prosi o unicestwienie. Najwyraźniej w rozumowaniu tym pobrzmiewa inne wielkopomne osiągnięcie rozumu ludzkiego, w postaci teorii doboru naturalnego. Najdziwniejsze jest jednak to, że funkcjonalnie związany z marksizmem darwinizm został de facto, przez ideologów Gender odrzucony. Wynika to z faktu, że dobór naturalny sprawia, iż pojawienie się cechy przystosowawczo bezużytecznej, musi prowadzić do zablokowania możliwości jej przekazania, co oznacza wyeliminowanie fizyczne. Jednak dla genderowców tego rodzaju cecha jest wytworem otoczenia społeczno-kulturowego i w ten sposób jest rzekomo racjonalna.
Zatem dla zwolenników genderyzmu osoba taka jak np. Anna Grodzka pod każdym względem jest kobietą i to całą gębą, choć z punktu widzenia darwinizmu to nonsens. Taka kobiecość obiektywnie nie może istnieć, gdyż jest elementarnym nieprzystosowaniem, przez niemożność pełnienia swej pierwszorzędowej funkcji, jaką jest wydanie na świat potomstwa. To we wcieleniu poprzednika Anny Grodzkiej, a więc Krzysztofie Bogdanie Bęgowskim natura wyraziła swe udane przystosowanie.
W gruncie rzeczy genderciarze nie wiedzą co czynią, gdyż tak na prawdę związali marksizm z hinduską filozofią reinkarnacji pomyślaną do tego w poprzek tj. zachodzącą za życia. Karol Henryk w grobie się na pewno nie przewraca, choć może być przyjemnie zadziwiony, „wiedząc” jak wykorzystano jego twierdzenie główne, o człowieku jako „produkcie stosunków społecznych”, przyspawując jedynie do tego charakterystyczny dla genderciarzy aspekt kulturowy.
W Polsce od czasu zainstalowania się komunistów wszystko, w tym nauka skarlała niewymownie. W takiej to sytuacji do dzieła zabrała się znakomita prof. Maria Janion-‚Onion’, która za okupacji Sowietów uczyła się spokojnie* w wileńskiej szkole średniej, żeby po wkroczeniu Niemców zacząć uczęszczać na tajne komplety gimnazjalne. Niestety po zapisaniu się do PZPR w 1949 roku, radosna twórczość pani profesor, zafundowana na materializmie głównego cienia, nabrała wyraźnego rozmachu. Do dzisiaj prof. Janion-‚Onion’ dowala ludziom tradycyjnych wartości, jak tylko może, wypisując swoje fantazmaty i głosząc w tej sprawie bzdury wszem i wobec (czyta się to, jakby ktoś obierał nad czytanymi stronicami cebulę).
Między innymi ta wielkość niezmierna inspirowana rzeźbą ‚Pomnik Małego Powstańca’ spod murów Starego Miasta przy ulicy Podwale, zabrała się też za dowalenie Powstaniu Warszawskiemu. Nie mając zielonego pojęcia o rzeczywistych powodach skąd się brały w oddziałach dzieci, dla których to sierot zupełnych był to jedyny w tych warunkach ratunek, oczerniła dowództwo Armii Krajowej za wysyłanie małoletnich do walki. Można zrozumieć, że pisząc dla (G)randziarzy (W)yrafinowanych tekst w tej sprawie, chodziło o dostarczenie komunistycznym mordercom kolejnego usprawiedliwienia na okoliczność ich bestialskich wyczynów, którym poddano żołnierzy AK i NSZ. Wy wysyłaliście na „śmierć” polskie dzieci, to my wam teraz damy.
W końcu prof. Maria Janion-‚Onion’ stała się mężem opatrznościowym filozofii Gender w Polsce. Skoro istniały zindoktrynowane przez nią liczne kadry wychowanków, trzeba było niewiele, aby program niszczenia naszej narodowej tożsamości wdrożyć. Do czynu tego zachęcała także beznadziejna i stale pogarszająca się sytuacja naszych szkół wyższych w hierarchii instytucji tego typu w świecie. Teraz można bowiem liczyć na to, że powołanie wydziałów filozofii Gender na polskich uczelniach, będzie mile widziane przez lewackich decydentów, którzy światowe klasyfikacje uniwersytetów tworzą. W ten sposób nasze wszechnice z pewnością awansują, ale naukowa myśl polska dostanie kolejnego kopa.
Naukawa trucizna podana społeczeństwu polskiemu przez prof. Marię Janion-‚Onion’ ze szczególną siłą i nade wszystko miała zaatakować jego tysiącletnią wiarę i Kościół Katolicki. Figura jaką wykonała owa badaczka polegała m.in. na próbie wyjaśnienia naszych niepowodzeń politycznych końca XVIII w. konfliktem jaki powstał w osobowości Polaków w wyniku przyjęcia nowej wiary. Oto argumentując psychoanalizą Freuda wyparcie starych wierzeń (Swarożyc, Świętowit) w związku z przyjęciem nowej wiary biedaczka ta wskazała, że osobowość Polki i Polaka stała się w ten sposób nieprzystosowana do pełnienia w pełni i normalnie swych funkcji. Jej zdaniem taki wewnętrzny konflikt spowodowany ścieraniem się starej wiary z nową, przekładał się na osobowość funkcjonującą w stałym konflikcie i wpływał negatywnie na życie społeczne Polaków. W konsekwencji miało to prowadzić do destrukcji państwa. Bzdury tego typu, gdyż np. wiara chrześcijańska i kościół umacniały polską państwowość, a człowieka czyniły podmiotem stosunków społecznych, wzięli na swe sztandary genderciarze. Dążą oni do przerobienia po marksistowsku natury ludzkiej, tak aby wyeliminować z niej wszelkie wątki pozwalające na wbudowanie na trwałe w osobowość Boga i naturalną ku niemu skłonność. Są przy tym niekonsekwentni, gdyż skoro, nie sposób było z osobowości człowieka wyrugować wierzeń pogańskich, to na jakiej zasadzie ma się to udać z chrześcijaństwem. Człowiek typu Gender zatem, to człowiek nieuchronnie permanentnie nieprzystosowany. To nam chcą właśnie zafundować kapłani tej filozofii, czyniąc z nas wewnętrznie skonfliktowanymi, a więc bezwolnymi i podatnymi na każdą manipulację jednostkami, a nie podmiotami życia społecznego, czyli osobami.
Idiotyczna wrogość filozofii Gender do nauki o dziedziczności jest przysłowiowa, gdyż pozostaje ona w sprzeczności z ich marksistowską tezą główną o nabywaniu tożsamości płciowej na zasadzie społeczno-kulturowej. W tym kontekście zatem geny mają nie mieć już w interesującej nas sprawie większego znaczenia. Wykoślawienie to nie ma żadnego naukowego uzasadnienia i jest następstwem myślenia życzeniowego podporządkowanego ideologii. Tymczasem badania nad męskością i kobiecością mają swoją długą historię i tradycję. Nikomu z odpowiedzialnych naukowców, na podstawie wyników badań empirycznych, nie udało się dotychczas uzasadnić tezy o zachodzącej wśród ludzi wymienności tożsamości płciowej. Jeżeli taki nacisk wewnętrzny się u człowieka pojawia, to jest to przypadłość, która upośledza przystosowawczą funkcję osobowości, jednak jak się okazuje nie dla genderciarzy.
Tymczasem rzeczywiste badania nad męskością i kobiecością prowadzone są już od dawna na Nowej Gwinei i nie tylko (np. Malinowski). Okazało się poddając obserwacji społeczeństwa pierwotne, że dużo ciekawych rzeczy się w nich dzieje tylko nie wymienność płciowa, czyli przystosowanie tego rodzaju w ogóle nie wchodzi w rachubę.
Oto górskie plemię Arapeszów było z punktu widzenia człowieka zachodu „kobiece” tj. mężczyźni byli bardziej podobni do kobiet, niż to ma miejsce w kulturze europejskiej. Charakteryzowali się przy tym biernością, uprzejmością, łagodnością i poświęcaniem się życiu rodzinnemu. Wspólnie z kobietami opiekowali się dziećmi i wypełniali domowe obowiązki, słowem podział pracy był mniej wyraźny, niż to jest w naszej kulturze.
Kobiety i mężczyźni mieszkającego nad rzeką ludu Mundugumorów byli również bardziej podobni do siebie, niż to jest w naszej cywilizacji, lecz u nich przeważały cechy uważane za męskie. Ludzie ci byli bezlitośni, agresywni i gwałtowni.
Z kolei mieszkający w osadach nawodnych Czambuli byli dużo bardziej zróżnicowani i biorąc pod uwagę płeć niepodobni do siebie. Natura rzeczy jest jednak odwrócona. Oto kobiety były agresywne i sprawowały funkcję szefów od spraw materialnych. Mężczyźni na ogół reagowali emocjonalnie na uczucia swoich dzieci, oraz byli podporządkowani swej żonie i zależni od niej. Podczas porodu mężczyzna zwykle przebywa w samotności i cierpi. Lud ten traktował owe różnice w funkcjonowaniu kobiet i mężczyzn jako biologicznie naturalne.
Z punktu widzenia nauki z badań tych wynika jedynie, że role męskie i kobiece są podatne na okoliczności natury kulturowej. Jednak nie można w żadnym razie twierdzić, aby podatność ta dotyczyła aspektów anatomicznych czy fizjologicznych. Te pozostają na „swoim miejscu”. Zatem budowanie mitu Gender, jakoby istniały podstawy empiryczne do wypowiadania się na rzecz wymienności płciowej, jest poważnym nadużyciem i nie ma nic wspólnego z nauką.
W gruncie rzeczy filozofia Gender wykoleja właściwe rozumienia oddziaływań społeczno-kulturowych, czyniąc z tej dźwigni rozwojowej wyimaginowane narzędzie kształtowania się płciowości człowieka przez stawanie się, co jest konsekwencją myślenia w kategoriach ogólniejszych dotyczącego tzw. stawania się człowiekiem. To ostatnie jest pomysłem starym jak świat. Już pitagorejczycy twierdzili, że osoba od swojego urodzenia potrzebuje 20 lat aby stać się człowiekiem. Notabene tłumaczy to, dlaczego inni Grecy np. jak Spartanie nie mieli prawnych problemów z eutanazją niepełnosprawnych dzieci – zabijany nie był przecież jeszcze człowiekiem.
Nie branie pod uwagę dorobku znakomitego czeskiego duchownego z zakonu augustiańskiego o. Gregora Mendla i jego następców, jest symptomatyczne dla skłamanej filozofii Gender. Już od połowy XIX wieku z badań nad niby banalnym groszkiem wynika, że i płeć człowieka nie jest żadnym wytworem społeczno-kulturowym, a decydują o tym geny. Później odkryto, że chromosomy XX generują powstanie cech kobiecych, a XY męskich. I co by w tej sprawie nie sądzić i nie mniemać, tak będzie do końca świata, a dla niektórych nawet o jeden dzień dłużej.
I nic tu nie pomogą pseudo wynalazcze łamańce urodzonych przerabiaczy naturalnych skłonności rodzaju ludzkiego, w postaci specjalistów mających swoich ojców chrzestnych w marksistach i Miczurinie – „nie możemy czekać na łaskę od natury. Zabrać to jej – oto nasze zadanie” – czy Łysence, który z kolei był prekursorem twierdzenia o nieograniczonych możliwościach przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych. Wygląda na to, że „tu jest pies pogrzebany”, a więc powrót do stalinizmu w nauce (zamordowanie genetyka Wawiłowa), tym razem przez planowany naukowy zamach światowy w postaci narzucenia pseudofilozofii Gender. W tym kontekście nienawiść genderciarzy do natury i wyników badań empirycznych w tej sprawie, wydaje się być wyjaśniona.
Ponadto wyjaśnia jeszcze coś innego. Oto w dniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych widać, że ci którzy ich mordowali ponieśli klęskę. Skazani przez międzynarodowych komunistów na niepamięć bohaterowie żyją. Frustracja ich oprawców jest ogromna, gdyż to na co postawili, czyli ideologia marksistowsko-leninowska, okazała się zbrodnicza i pod każdym względem „funta kłaków niewarta”. Mimo to nadzieją tego potomstwa komunistycznego Demona są ich dzieci. To oni mają przywrócić blask zbrodniczym ideom, tym razem w wydaniu Gender i w ten sposób doprowadzić do udanego rewanżu na naturze, a więc i na kościele, w szczególności katolickim. Ruso-Sowiety pełnią przy tym, tym razem, jedynie funkcję pomocniczą. Za głównych sprzymierzeńców dzieci komunistów obrały teraz uniwersytecko-genderciarskich ideologów amerykańskich i zajmujących w UE najwyższe stanowiska lewaków. W Polsce powstało już w ośrodkach akademickich kilkanaście centrów genderyzmu. Są to wyrzucone pieniądze, podobnie jak w PRL roztrwoniono kolosalne środki społeczne na finansowanie instytucji propagujących marksizm i leninizm, których skutki działalności odbijają nam się czkawką do po dziś dzień.
Skoro dzisiaj przypisuje się taką wagę do samorealizacji i do roli jaką pełni w osobowości przypisywanie sobie przez człowieka pewnych właściwości mogących się mieć nijak w stosunku do istniejących, obiektywnych stanów rzeczy, to niech się wzmocni na uczelniach wydziały psychologiczne. Zarówno pojęcie samorealizacji jak i atrybucji do dorobek psychologów, choćby Maslowa i Weinera i żaden Gender czy jakiś „Lovender”, nic tu do rzeczy nie ma.
Epilog
Oto w latach trzydziestych XXXI wieku w okolicach dawnej Warszawy, której część lewobrzeżna nosi nazwę Warschau a prawobrzeżna Sankt Putingrad, trwają intensywne wykopaliska archeologiczne. W pewnym momencie pod ogromnym obeliskiem z napisem o treści Donaldusa Franciszkusa Tuskusa 1957-2015, badacze natrafiają na znakomicie zachowaną mumię wyglądajacą na ludzką. Już po dość pobieżnych oględzinach prowadzący prace prof. Detlef Fiutov stwierdził, że zmarła była kobietą. Nawet łańcuszek z tabliczką zawieszony na jej szyi zdawał się wniosek ten potwierdzać. Odczytanie wygrawerowanego napisu zabrało jednak sporo czasu, gdyż trzeba było wezwać z rezerwatu tubylca znającego jako tako, nieużywany już tzw. język polski. Osobnik ten po kilku knutach odsylabizował napis, który brzmiał – poseł Anna Grodzka. Wprawdzie między napisem na obelisku a odczytanym na tabliczce łańcuszka była pewna sprzeczność co do personaliów, jednak płeć się zgadzała i nie budziła wątpliwości. Jakież zapanowało zdziwienie kiedy asystentka profesora mgr Tania Waginin w wyniku zastosowania najnowszej techniki rezonansu magnetyczno-dialektycznego stwierdziła, że rzekoma kobieta była jednak mężczyzną, względnie poszukiwanym typem pośrednim między mężczyzną a kobietą, gdyż posiadała cechy zarówno jednej jak i drugiej płci. Dopiero dalsze bardzo wnikliwe badania pozwoliły ustalić, że mumia jest okaleczonym mężczyzną, a więc złośliwą mistyfikacją i pułapką zastawioną przez katolickich Polaków na pokój miłujących Niemców i Rosjan, którzy zgodnie współpracując, objęli światłym oddziaływaniem społeczno-kulturowym zagrabione im wcześniej przez byłą Rzeczpospolitą ziemie między Odrą a Bugiem.
———-
* To świadectwo jest zdumiewające. Oto za panowania na Litwie Sowietów, które ją zajęły gwałtem, tubylczy uczniowie rzekomo normalnie funkcjonowali w szkołach, niczym jak za Rzeczpospolitej. Tymczasem po napaści Niemiec, które Litwę wyzwoliły i której wojska przyłączyły się do ataku na na ZSRS, trzeba było zejść do podziemia aby nauki pobierać. Nic zatem dziwnego, że tego rodzaju świadectwo Marii Janion „nie jest warte funta kłaków”, i że ze względu na niewiarygodne preferencje tej pani w dawaniu świadectwa prawdzie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że jej późniejsza działalność publicystyczna, jest w sposób podobny i drastyczny obciążona naukawością.