W związku ze zbrodniczym postępowaniem herr Tuska Donalda Franciszka w sprawie tragedii smoleńskiej, a także innych mających kryminalny charakter działań mających na celu ukrycie rzeczywistego stanu rzeczy dotyczącego rozmaitych afer, powstaje absolutnie zasadnicze pytanie – na co liczy Donald Donaldowicz?
Normalną koleją rzeczy w państwach demokratycznych polityk będąc zależnym od wyborcy musi się liczyć z utratą władzy, co jest normą, i rozliczeniem swojej działalności pod każdym względem. Osoba włoskiego premiera Silvio Berlusconiego jest tutaj najlepszym przykładem. Przestępstwo – proces – wyrok skazujący, oto typowe następstwo zdarzeń.
Jeżeli zatem żyjemy w państwie prawa, którym jak się twierdzi jest Polska, to premier powinien wiedzieć, że to co spotkało jego włoskiego odpowiednika, wchodzi w grę także i w naszym kraju. A jednak mimo to na inteligentnym skąd inąd człowieku zdaje się to nie robić żadnego wrażenia. Czyżby Tusk wiedział coś, o czym nie wie wyborca, a co sprawia, że jest pewny swojej nietykalności.
Jak wiadomo w „faszystowskiej” II Rzeczpospolitej było inaczej. Dla przykładu, polityczny zbrodniarz Szechter Ozjasz, za partię szachów, którą rozegrał z Polską o zawiadywanie wschodnimi jej kresami, otrzymał od naszego wymiaru sprawiedliwości bonus w postaci czasowego pobytu w miejscu odosobnienia. Wyszedł z niego bez powyrywanych paznokci, powybijanych zębów czy przypalonej papierosami skóry lub połamanych żeber.
Swoją drogą ciekawe co by się stało, gdyby jego grę w szachy nie oceniono dobrze w moskiewskiej centrali, do której zostałby wezwany na zgrupowanie sportowe przez swojego głównego trenera Iosifa Wissarionowicza. Inni zawodnicy, którzy akuratnie nie przebywali w polskich ‚kazamatach’, udali się do związku w podskokach, po czym więcej już nie podskoczyli.
Ponieważ ‚jabłko pada niedaleko od jabłoni’ starszy syn szachisty Szechtera Michnik Stefan wyposażony przez ojca w stosowną wiedzę i talent, od razu został trenerem szachów, tak był utalentowany. Jako człowiek o niebywałej wprost empatii zabrał się energicznie do budowania formy szachistów z nie swojej nawet bo z „faszystowskiej” drużyny. Robił to w najbardziej demokratycznych w dziejach Rzeczpospolitej czyli PRL-owskich warunkach tak, że ci nie wytrzymywali treningów do tego stopnia, iż nie mogli ruszyć ni ręką ni nogą, gdyż tak to już jest na łonie Abrahama. Niestety na skutek tytanicznej pracy Stefana organizm nie wytrzymał i trzeba się było udać do szwedzkiego sanatorium.
Z kolei młodszy syn znakomitego sportowca Ozjasza Adam, także kierując się wskazówkami nie jednego jednak tym razem ojca, a także pamiętając o przeciążeniu swojego ukochanego brata tytaniczna robotą, zabrał się najpierw za grę jako zawodnik, a następnie przeszedł do uprawiania zawodu trenera szachów, ale już na zasadzie jedynie teoretyczno-ideologicznej, tj. zaczął pisać fachowe podręczniki i instruktaże. W efekcie osiągnął kolosalny sukces, gdyż grożące grze w szachy zawłaszczenie przez „faszystów” zostało zażegnane. Stało się tak również i z powodu owocnej współpracy znakomitego Michnika Adama z trenerami radzieckimi i krajowymi w postaci Wolski-Jaruzelskiego Wojciecha Witolda czy Kiszczaka Czesława, żeby tylko te dwie znakomitości wymienić.
Cóż zatem dziwnego, że herr Donald Franciszek Donaldowicz Tusk obracający się od dawna wśród szachistów, szczególnie biorących udział w turniejach rozgrywanych na najwyższym poziomie, a więc u Stasi, wie, to co wie. Stasi, która otrzymała licencję na organizowanie zawodów szachowych od praktycznych mistrzów w tej dziedzinie, czyli towarzyszy radzieckich zależało na tym, by Donald broniąc kraju przed kolejnym pokoleniem polskich „faszystów” był pewien, że za żadne skarby nie zostanie opuszczony przez swoich znakomitych kolegów po fachu.
Przypadek poślizgnięcia się prekursora szachów na terenie jeszcze „faszystowskiej” Rzeczpospolitej Szechtera Ozjasza to absolutny wyjątek. Od tego czasu siły demokratyczne w Polsce poczyniły takie postępy, że rzeczywiście odpowiednio wtajemniczonym w grze, nie grozi żadna poważna kontuzja. W najgorszym razie sanatorium sprawę załatwi. Miało to jak wiadomo miejsce w przypadku kapitalnego w swych szachowych zagrywkach Michnika Stefana, starszego brata Adama. Z kolei ów został twórcą, założycielem i piszącym redaktorem, w znakomitym codziennym profesjonalnym biuletynie szachowym wydawanym pod jakże sugestywną nazwą (G)ranat (W)issarionowicza*.
Tak więc odpowiedź dotycząca postawionego wyżej pytania – na co liczy Donald Donaldowicz – jest w tych warunkach prozaiczna. Herr liczy zatem nie na fuksy jak myśli wielu, a na kolegów i towarzyszy szachistów, także tych umiejscowionych za granicami naszego kraju. Podobno Tusk poinformowany o karze więzienia dla Silvio miał powiedzieć – a namawiałem go na grę w szachy, a tego tylko obchodziła rywalizacja w bunga bunga, teraz ma.
———-
* Najlepszy w dziejach dyscypliny szachista świata, uczeń prawie równie doskonałego Ilicza Uljanowa Lenina. Razem stworzyli szkołę tej gry, której najzdolniejszym wychowankiem stał się niejaki Hitler Adolf. Niestety na skutek rozłamu w zarządzie, rozwój dyscypliny nie zrodził zapowiadanych owoców, które nie miały szans dojrzeć. W efekcie na skutek nacisków USA i tzw. wolnego świata, gra przeszła w stan raczej wegetatywny, mimo znacznego wsparcia głównie federacji chińskiej i północno koreańskiej. „Co się odwlecze to nie uciecze”.